Wierzcie lub nie, lecz na tym świecie bywa, że zdarzają się rzeczy całkowicie dziwne i niezwyczajne. Tak nieprzewidywalne, że gdy się komuś przytrafiają, nie od razu taka osoba wie, czy ma do czynienia ze snem, czy z jawą! I taki właśnie dylemat powstał w głowie poczciwego stolarza Gepetto, gdy kawałek drewna, który zamierzał przemienić w nogę od stołu, nagle zaczął żałośnie piszczeć i błagać, by darować mu życie! I gdy tylko stary stolarz brał do ręki siekierę, niesforny kawałek drewna wydawał z siebie niesamowite odgłosy. Wyobrażacie sobie podobną sytuację? Nic dziwnego, że stolarz Gepetto ze zdziwienia i przerażenia najpierw przetarł oczy i uszy (aby mieć niezbitą pewność, że zmysły go nie zwodzą), a gdy drewno wciąż wykrzykiwało ni to prośby, ni to groźby, awanturowało się, a na dodatek zaczęło podskakiwać, biedak nabrał ochoty by zniknąć na zawsze w mysiej dziurze, albo po prostu wybiec z tego szalonego miejsca i poszukać sobie schronienia w jakimkolwiek innym zakątku świata! A jednak, jakiś wewnętrzny głos namówił go do zrobienia czegoś kompletnie przeciwnego.
Sam Gepetto nie mógł się nadziwić, że oto jego własne ręce kompletują niezbędne narzędzia i zabierają się do strugania. Najpierw stworzył parę oczu, które natychmiast zaczęły się w niego bezczelnie wpatrywać. Następnie obdarował niedoszłą nogę od stołu nosem i ustami, czego natychmiast pożałował, ponieważ z ust tych wydobywać się zaczął nieprzyjemny, arogancki chichot, nieustający mimo groźnej miny Gepetta. Ale i praca stolarza nie ustawała i już niebawem oczom zmieszanego starca ukazał się drewniany pajacyk, o rozmiarze niedużego chłopca. Od razu Gepetto pomyślał o nim, jak o własnym dziecku, ponieważ takowego nigdy nie miał.
– Będziesz się nazywał Pinokio – oznajmił Gepetto synowi i ponieważ imię to nie napotkało sprzeciwu, tak właśnie zostało. I na chwilę w niedużym, ubogim pokoiku stolarza Gepetto nastał czas radości i dumy.
Ale chwile mają to do siebie, że szybko mijają! I jak tylko Pinokio poczuł, że ma ręce, ku ogromnej złości Gepetta, zerwał mu z głowy perukę. Jednak złość nie trwała długo i odpowiedzialny ojciec postanowił nauczyć pajacyka chodzić. Z wielką czułością pomagał mu stawiać pierwsze kroki. Ale ten niewdzięcznik, gdy tylko poczuł się na nogach pewnie – jak oszalały wybiegł z pokoiku na ulicę, a dalej do miasta, przed siebie, nie bacząc zupełnie, że stary Gepetto, za troski ruszył za nim w pogoń, krzycząc:
– Stój!!! Łapcie go, łapcie tego hultaja!!!
Widząc to, ludzie śmiali się aż do łez, jednak gdy pogoń minęła karabinierów, ci poczuli się w obowiązku powtrzymać Gepetta przed ujęciem pajacyka (gdyż z boku mogło to wyglądać, jakby stary ojciec zamierzał spuścić chłopcu tęgie lanie), toteż złapali podejrzanego i zaprowadzili do aresztu. Pinokio nic nie zrobił sobie z tego, że ktoś, kto podarował mu życie, teraz cierpi z jego winy, i korzystając z wielkiego zamieszania, wycofał się chyłkiem i zniknął w tłumie. A jak tylko stało się to możliwe, popędził na skróty przez pola do domu, w którym jeszcze tego dnia, dobry Gepetto nauczył go chodzić.
Ale Pinokio nie miał w głowie zbędnych sentymentów, a jedynie przemożną ochotę na odpoczynek. Zaraz więc usiadł na podłodze i odsapnął głośno. Poczuł wielkie zadowolenie, które dość szybko zostało zburzone przez tajemnicy głos:
– Krrikk! Krrikk!
– Kim ty jesteś? – zapytał Pinokio, czując, że ogarnia go strach.
– Jestem Mówiącym Świerszczem! I czy cię to interesuje, czy nie, mieszkam w tym domu już ponad sto lat i swoje prawa mam.
– Może i masz – żachnął się pajacyk – ale teraz w tym domu zasady ustalam ja i nakazuję ci się stąd wynosić i to już. Jeśli ci życie miłe!
Na tę bezczelność Mówiący Świerszcz tylko nieznacznie się obruszył i odrzekł:
– Pewnie nie w smak ci tego słuchać, ale powiem ci i tak! Biada dzieciom, które nie okazują rodzicom wdzięczności za ich poświęcenie, biada takim, co bez powodu opuszczają dom, w którym otrzymały dar życia i narażają rodziców na zmartwienie!
– Rzeczywiście słuchać tego nie mogę, więc już skończ! Bo co byś nie powiedział, ja i tak jutro już opuszczam tę klitkę i ruszam w swoją stronę szukać szczęścia. Nie zamierzam skończyć, jak inne dzieci, iść do jakiejś głupiej szkoły i robić, co mi każą. Chcę biegać po polu i łapać motyle.
Świerszcz miał w sobie dużo cierpliwości, więc chociaż sprawa zdawała się być beznadziejną, odpowiedział:
– Żal mi ciebie, na prawdę, jeśli faktycznie tak myślisz! Nie chcesz chodzić do szkoły? A jak wobec tego zamierzasz zdobyć zawód i uczciwie zarabiać na chleb?
– To już moja sprawa, wstrętny świerszczu! – rozzłościł się Pinokio. I ponieważ nie wiedział, co dalej rzec, a widział, że Mówiący Świerszcz nabiera powietrza, by wygłaszać mu kolejne kazania (których słuchanie nie stanowiło dla butnego pajacyka żadnej przyjemności), złapał za drewniany młotek, który akurat zjawił się pod jego drewnianą ręką i z całej siły rzucił nim w Mówiącego Świerszcza. Biedny świerszczyk, zanim zdążył otworzyć buzię by cokolwiek dodać, zginął pod ciężarem młotka. Cóż za strata dla niemądrego Pinokia, który sam siebie pozbawił szansy, by się jeszcze czegoś dowiedzieć i nauczyć!